Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pan Graba cz.3 116.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

po chwili znalazła się na ulicy.
Na mieście cicho było jeszcze i pusto, dzień zaledwie się zaczynał. Ranek był mroźny lecz pogodny, obłoki szarzały bladym błękitem, chodniki pokryte były błyszczącym i trzeszczącym pod nogami szronem.
Ryta szła prędko i spotkawszy zaledwie dwóch czy trzech ludzi drżących od rannego chłodu i spieszących do pracy, a nie zwracających na nią żadnej uwagi, po kwadransie znalazła się w ogródku starego Wigdera i zastukała do drzwi zamkniętych. Cisza zupełna panowała w koło i wnętrzu domu, żaden odgłos nie odpowiedział stukaniu Ryty. Stopy odziane w cienkie buciki, tonęły w pół zmarzniętym śniegu, otulała się okryciem i drżała od zimna. Po chwili zastukała silniej, znowu to same nastąpiło milczenie, postała jeszcze parę minut ogladając się wciąż, czy nie jest widzianą. Kot chodzący z szelestem, zsunął się z dachu po ścianie domu i pomknął między drzewa ogródka, na ten szmer Ryta zadrżała, ale ujrzawszy zwierzę, które w mgnieniu oka wdrapało się na drzewo i z wierzchołka jego patrzyło na nią żółtemi oczami, uśmiechnęła się ze swej trwogi i zastukała raz jeszcze, tym razem już kołatana niepokojem, ale silna jej ręka z całej mocy poruszyła ciężką żelazną klamkę drzwi, i jeszcze było milczenie. Ryta zziębniętą stopą uderzała o pokrytą śniegiem ziemę i pocierała skostniałe ręce. Spojrzała w górę, po nad nią blado-błękitne obłoki pokrywały się mgłą smętnych, bladawych chmurek, obejrzała się w koło siebie: drzewa bezlistne stały sztywne, wyprostowane, nieporuszone wśród ciszy poranku, gdzieniegdzie szron błyszczał na ich gałęziach niby srebro przecudnie rznięte, a na jednym z wierzchołków siedział ciągle wielki szary kot i wpijał w nią wzrok błyszczących jak opal oczu. Smutek i nieopisana trwoga odmalowała się na twarzy Ryty. Pomyślała zapewne, jak się też