Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pan Graba cz.3 151.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

miotają na mnie wciąż obelgami, śmiesznemi, to prawda, ale tak dziwnie, tak drażniąco, tak namiętnie brzmiącemi! O, Kamila! gdyby ona mnie kochała! moja to jednak wina, że tak nie jest. Za prędko, za gwałtownie odkryłem się przed nią. Należało się maskować i kłamać, jak przed innemi. Należało więcej oszczędzać jej matkę. Ha! stało się! a jednak szkoda! chciałbym, aby mnie kochała, o chciałbym! choć na chwilę!... Ale nic z tego nie będzie nigdy! dziś już ją znam! ona nigdy się nie zmieni dla mnie! Ha, więc mniejsza o to, albom ja student abym miał ronić łzy nad brakiem wzajemności. Wszakże jest i musi być moją, a to wszystko czego trzeba! Jednak nie pojmuję, co mi jest...
Stanął i obą rękami przycisnął czoło.
— Źle mi jakoś! bardzo źle.
Na twarzy jego wyraz ten z podwójną odbił się mocą. Była ona żółta chorobliwą goryczą i wykrzywiona niezmiernym niesmakiem.
Zadzwonił.
— Będę ubierał się! — rzekł do wchodzącego Michałka.


∗             ∗

W głównym kościele miejskim odprawiało się poranne nabożeństwo. Kościół ten był świątynią obszerną, wspaniałą, z posępnem sklepieniem wielkiej u góry kopuły, z trzema nawami przedzielonemi mnóstwem grubych filarów, z wąskiemi o barwnych szybach oknami.
W najdalszej głębi kościoła, u Wielkiego Ołtarza kapłan odprawiał poranną mszę czytaną. Głęboka cisza panowała prawie w pustym kościele, niekiedy tylko echa sklepień powtarzały głośniej przez księdza powtarzane słowa: —