Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pan Graba cz.3 224.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Tak stał przez kilka minut.
Powoli ręka zsunęła się z klamki i kolana Graby poczęły zginać się niby niewidzialną dotykane mocą.
Ukląkł, pochylił się zwolna, ciężko, i ustami przylgnął do progu na chwilę.
Potem znowu podniósł się jak automat sztywny i martwy, z dwoma bruzdami skrzepłych łez na czole, oczyma, które z pod powiek drgających i nabrzękłych patrzyły szklanno i martwo przed siebie, migocąc tylko mglistym połyskiem bezprzytomnej myśli...
Tak szedł przez salon cichy jak widmo... sztywny jak trup, co z grobowego łoża powstaje. A za nim snuły się co raz blednące szmaty księżycowego światła, a przed nim z przeciwległych okien wnikał do ubocznych pokoi świt powstającego dnia...
Pomiędzy temi dwoma światłami przesunął się Graba ciemny, niemy i otworzył drzwi swego pokoju, które zamknęły się za nim powoli i cicho...


∗             ∗

Rano jeszcze było, gdy w mieszkaniu pana Graby rozległ się donośny głos dzwonka pociągniętego niecierpliwą ręką i wnet potem przedpokój napełnił się gwarem kilku głośno rozmawiających ludzi.
Byli to ludzie w urzędowych ubraniach i urzędowemi minami.
— Nie miłą dziś mamy robotę, — mówił jeden z nich do drugiego, — zabierać komuś resztę sprzętów, a może i do więzienia prowadzić za długi...
— To rzecz nie miła, — dodał inny.