Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pan Kaprowski 032.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Nie mogła dokończyć. Tak była słabą, że głosu jej zabrakło. Stęknęła tylko i zawołała Krystynę, aby dziecko od niej wzięta i do kołyski włożyła. Jasiek patrzał chwilę w głęboki ten cień, z którego przemawiała do niego chora żona i w którym zcicha skwierczało kilkodniowe dziecię.
— No, — rzekł, wstając — dobrze! pójdę. Niech co chce będzie, pójdę! Kilka rubli z sobą wezmę. Może Pan Bóg ulituje się i wynagrodzi...
Mikołaj w duszy się cieszył.
— No — zawołał napijmy się.
— Napijmy się, — powtórzył Jasiek.
— Zdrowie wasze!
— Panie Boże zapłać!
— Pij Krystyna!
Wzięła z rąk Jaśka kieliszek i, odwróciwszy głowę, a łokciem twarz sobie zasłoniwszy, do połowy go wypiła.
— Pij! — nalegał rozochocony Jasiek.
— Pij, za szczęście swoich dzieci! krzyczał Mikołaj.
— Nie mogę — tłomaczyła się kobieta — dalibóg nie mogę! Nie piłam nigdy wódki, bo pieniędzy żałowałam i bałam się zostać pijaczką... Tyle, co mogłam, za zdrowie dobrych ludzi wypiłam... więcej nie mogę...
Wiedzieli istotnie, że nigdy więcej nad pół kieliszka wódki nie wypiła, i dali jej pokój. Natomiast zwrócili się do Antka.
— Pij, parobcze! — wykrzykiwał Mikołaj — żołnierzem nie będziesz, przy starej matce cię zostawili.
— Pij — dorzucił Jasiek — na dobry ożenek i szczęśliwą dolę!
Antek po kieliszek wyciągnął rękę.
— Nie waż się! — krzyknęła Krystyna i przed synem stanęła z takim wyrazem w postawie i twarzy, jakby go ciałem swem przed zabójczą kulą zasłaniała.