Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pan Kaprowski 040.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Wszystko? — zadziwił się gapowaty głos jakiś.
— Wszystko! — uderzając w stół pięścią, potwierdził Mikołaj i jął opowiadać, co słyszał i czego dowiedział się na szerokim świecie. Słyszał i dowiedział się, że jeżeli nie w tym roku, to za dwa lata, a jeżeli nie za dwa, to za dziesięć lat, ale calutka ziemia do chłopów należeć będzie, i grunt, i łąki, i pastwiska, i lasy, słowem cała ziemia... Różne książeczki są na świecie, w których stoi, że caluśką ziemię chłopom rozdać trzeba. On te książeczki czytał. Byli różni tacy ludzie, co mu je do czytania dawali, a on czytał i zapamiętał, i teraz mówi im, że wszystko będzie... Jak Bóg na niebie — wszystko będzie, rozkaz na to jest, tylko jeszcze minister go nie puścił. Jak minister puści i po policjach rozeszle, wtedy — wszystko będzie!...
W ten sposób przemawiając, Mikołaj ożywił się, wpadał w zapał. Prawda okazywała się niezbitą, i w to, co mówił, wierzył sam mocno. Mocno też w słowa jego wierzyli, albo wierzyć pragnęli, słuchacze. Mikołaj opowiadaniami i zapewnieniami swemi pobudzał w tych silnych piersiach marzenia najdroższe i chciwe chęci. Dla ludzi tych ziemia była matką — karmicielką, ich kochanką, której od dni dziecinnych całą swą pracę ciężką oddawali. Pożądali jej też, pożądali jej wiele, więcej jeszcze, jak najwięcej, bez końca... A i sam Mikołaj posiadał na końcu wsi chatę z kilku zagonami ziemi i nieraz zagony te w marzeniach swych przedłużał aż pod skraj nieba. I jego więc, gdy mówił o „caluśkiej ziemi” ogarniał zapał. Ostrzegał słuchaczów, że rozkaz, o którym mówił i który lada dzień minister z kancelarji swej wypuści, „wszystko zrobi” tym tylko, którzy teraz przy interesach swych obstawać umieją i tego, co do nich należy, innym nie dają...