linkach, gdy plony wydać może tylko na gruntach wysokich i żyznych. Do takich dolinek należy właśnie ta panna Róża, która, w charakterze ubogiej krewnej i zarządzającej gospodarstwem ochmistrzyni, przebywa w powszechnie znanym i szanowanym domu naszych zacnych, miłych, gościnnych, majętnych państwa Januarostwa. Mówię: naszych, bo mam zaszczyt sąsiadować z Dworami i poczytywać się za blizkiego znajomego, prawie za domownika ich właścicieli. Ładny majątek i — bez długów. Samo już to, że pan January nie ma długów, coś dla sąsiadów jego znaczy, bo każdemu jest przyjemnie zostawać w znajomości, a jeszcze i poufałej — z fenomenem[1]. Gdyby brat pana Januarego żył, z majątkiem byłoby nieco inaczej, bo musieliby się nim podzielić. Ale ten biedny Bronek od dawna już przestał po tym świecie chodzić. Dlaczego i jakim sposobem przestał? — o tem dawniej w Dworkach ludzie mawiali po cichu a potem mówić przestali, zapomnieli; pamiętały może sosny lasu, który zaczynał się bliziutko od dworu, a ciągnął się kędyś, aż bardzo daleko; pamiętać też musiała panna Róża, bo, wyobraźcie sobie państwo rzecz trudną do wyobrażenia, ale prawdziwą, że była ona niegdyś zaręczona z rodzoniutkim bratem naszego majętnego i kochanego pana Januarego, z tym biednym Bronkiem, co to tak marnie... No, mniejsza o to; ale było potem powszechnie wiadomem, że kiedyścić panna Róża była narzeczoną jednego z najprzystojniejszych
- ↑ Zjawisko, wyjątek.