i najmajętniejszych w okolicy naszej kawalerów. Sic transit gloria mundi[1].
Jednak, prawdę mówiąc, i teraz jeszcze, gdyby się kto przypatrzył uważnie, mógłby w niej dostrzedz nietylko ślady, lecz może i pewne przetrwałości dawnej urody. Nie będąc już młodą, i bardzo też starą jeszcze nie jest, tylko że nic wcale nikogo do przypatrywania się jej nie skłania, a skądinąd znowu taka panna Róża, jak świeczka przy słońcu, musi stawać się niewidzialną wobec takiej pani Januarowej. Ro okolica nasza prawdziwie pochlubić się może posiadaniem tej kobiety, różowej jak zorza, białej jak mleko, hożej jak młoda pani, okazałej jak królowa, a w dodatku mądrej... oho! Żeby była bardzo piękna to nie: nosek za krótki, buzia za szeroka, włosy koloru blond, za rzadkie, ale cera, jak róże ze śniegiem, wzrost bujny, ciała białego dużo, wargi koralowe. Żeby była wykształcona, albo utalentowana — także nie; ale jest w niej sprycik taki, co to sam przez się stanowi pewien gatunek mądrości i to nie byle jakiej, bo prowadzącej do posiadania różnych dóbr tego świata... no, naturalnie, że nie tamtego, zaziemskiego, niepewnego, ale tego, tutejszego, praktycznego, jedzącego, pijącego i smaczno sypiającego świata. Już pierwszym dowodem tego spryciku było jej wyjście za mąż za pana Januarego.
Wdowiec z trojgiem dzieci, z włosami szpakowatymi a wąsem zupełnie już białym, ze zby-
- ↑ Tak mija sława świata.