się — owszem, z całego serca, z wdzięcznością nawet za pozwolenie pragnęła. Pensyjkę przyjęła także, bo i dawniej, nieco nawet większą, za te same czynności od krewnego otrzymywała. Tylko że oprócz pracy z jednej strony, a pensyi z drugiej, coś innego chodziło jej po głowie. Wiem o tem wszystkiem szczegółowo od siostry mojej, a powiernicy pani Januarowej. Otóż niebawem po przybyciu do Dworów młodej pani panna Róża przyklękła u jej kolan i zaproponowała, aby były, to jest, aby ona i pani Januarowa, były sobie siostrami. Mówiła przytem o swojem przywiązaniu do pana Januarego, do domu, do dzieci, i o tem, iż żonę jedynego krewnego swego gotowa jest pokochać, jak siostrę. Pani Januarowa zaś, z odznaczającym ją zazwyczaj rozsądkiem, odpowiedziała:
— Moja panno Różo, ja mam dwie siostry i nie powiem, abyśmy, razem u papy[1] będąc, bardzo sobie życie nawzajem uprzyjemniały! Ja pannę Różę szanuję i w domu moim pani mieć będzie wszelkie wygody, ale próżnych słów nie lubię. Kochanie, siostry! pocóż to mówić, skoro my z panną Różą ani kochać się nie potrzebujemy, ani siostrami nie jesteśmy. Najlepiej żyć bez fikcyi[2].
Kiedy projekt zsiostrzanienia się w ten sposób upadł, panna Róża w jakiś czas potem poprosiła, aby pani Januarowa ją nazywała i siebie nazywać pozwoliła po imieniu: