do wymarzonego zbliżenia objawiła, tylekroć pani Januarowa powstrzymywała ją słowami:
— Dobrze, dobrze, moja panno Różo, tylko bez tych fiksacyi[1]
.
Nigdy nie nabyłem pewności, czy pod tym ostatnim wyrazem pani Iza rozumiała zmyślenie czyli obłudę, albo też obłąkanie czyli fiksacyę; wymawiała go zresztą zawsze z chwilową zmarszczką na białem czole i lekkiem wykrzywieniem koralowej wargi, które razem wzięte stanowiły tak zwany grymasik, bardzo ładny, i z którym jej było bardzo do twarzy. Wolno przecież każdej ładnej kobiecie robić grymasiki, z którymi jej do twarzy! Ale na pannę Różę wszystko to wywarło wkrótce wpływ stanowczo zabijający złudzenia: ochłodła i ucichła, bardzo ucichła, tem bardziej, że i pan January, który dawniej gawędził z nią czasem i przyjaźń jej okazywał, teraz, zajęty młodą żoną i ciągłymi gośćmi, prawie przestał do niej mówić, stopniowo prawie przestał ją widzieć. Z początku to jeszcze, dawnemu przyzwyczajeniu wierny, niekiedy przysiadał się do niej, albo na »dzień dobry« i »dobranoc« w rękę ją całował; ale pani Iza, cichutko i ze swoim ładnym grymasikiem, zaraz go przestrzegała:
— Mój Janusiu, tylko bez tych fikcyi!
Czasem mawiała: bez tych czułości! Więc wystrzegać się zaczął, rychło dawne przyzwyczajenie utracił i do panny Róży odzywał się tylko w razie jakiejś potrzeby gospodarskiej — krótko, sucho,
- ↑ Lekki obłęd, mania.