wem też do salonu wszedł pan Seweryn, trochę chmurny, a jednocześnie powóz jego zajechał przed okna domu.
— Pan już odjeżdża! — zawołała pani Januarowa, widocznie zalterowana[1].
Pomimo próśb obojga gospodarstwa domu, na podwieczorku nawet nie chciał pozostać i — odjechał. Nie byłoż widocznem, że przyjeżdżał tylko dlatego, aby z tą starą panną o czemś pomówić? Ona zaś, gdyśmy do sali jadalnej weszli, kończyła coś na stole ustawiać; spostrzegłem, że szczupłe ręce jej drżały, i na bladych policzkach miała słabe rumieńce. Ale nigdy nie zapomnę wyrazu oczu pani Januarowej, gdy ogarniała spojrzeniem tę pochyloną nad stołem głowę. Żarzyły się te błękitne i zazwyczaj trochę senne oczy, piekły, gryzły, nienawidziły. Przedtem już w drzwiach jadalni szepnęła do Idalci:
— Pan Dorsza ślicznie sobie przyjaciółkę dobrał! Bardzo stosowna para! Sympatya umieszczona bardzo właściwie i... szczęśliwie!
Siadając do stołu, głośno odezwała się do męża:
— Janusiu, wiesz o nowinie? Pan Seweryn Dorsza oświadczył się dziś o rękę panny Róży!
Nasz poczciwy pan January wytrzeszczył zrazu swoje wypukłe, spłowiałe oczy, lecz, chcąc zasłużyć się żonie, od dość dawna nadąsanej i dla niego zobojętniałej, w ton jej uderzył.
— A winszuję! — w sposób żartobliwy mó-
- ↑ Zaniepokojona, wzruszona.