nym, bo pani Januarowa przed innemi dziećmi go faworyzowała i z jego przyczyny wpadała nawet czasem w fikcyę, czy w czułości. Nie należy jednak przypuszczać, aby tu było coś podobnego do historyi Fedry i Hipolita[1]. Broń, Boże! Nasza pani Januarowa była zbyt rozsądna, aby aż takie awantury greckie wyprawiać. Tylko miała do Zygmusia słabość, a kiedy kobieta ma do kogo słabość, to, panie dobrodzieju, zwiń chorągiewkę z zapytaniami: a za co? a dlaczego? a do czego to dąży? i t. d. Ma słabość i kwita: więc pieści, lula, czem tylko może, osypuje, wychwala, a jak ostatecznie gagatek na tem wyjdzie, głowy sobie tem nie zawraca. Co się tyczy pedagogiki[2], to można powiedzieć, że naszej kochanej pani Januarowej ona w głowie nawet nie postała; więc wciąż dudniła mężowi nad uchem: daj Zygmusiowi pieniędzy! poślij Zygmusiowi więcej pieniędzy! a gdy uczeń, potem student do domu przyjeżdżał, wymyślała dla niego różne przysmaczki, zabawki, siurpryzki[3]. Zygmuś zaś, jak każdy grzeszny człowiek, smaczne kąski życia z natury już lubiący, przy tem żywy, wrażliwy, umizgalski, do nauk zdolny, lecz i do zabawy skory, pełnemi nozdrzami wciągał w siebie rozkoszną atmosferę domową i, wyjeżdżając do szkół, potem do uniwersytetu, brał z sobą tak znaczny jej zapas, że czem innem żywić się ochoty mu już nie dostawało. Otóż w gruncie rzeczy nie
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Panna Róża.djvu/30
Ta strona została uwierzytelniona.