Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Panna Róża.djvu/35

Ta strona została uwierzytelniona.

ale jakaś irytacya[1], zły humor, nieukontentowanie ze wszystkich i ze wszystkiego. Męża raz po raz przestrzegała; na pasierbicę to już wprost co moment fukała; w winta grała jak najgorzej i za własne omyłki mnie biednemu parę razy porządnie głowę zmyła. Gdyby nie uszanowanie, należne dla damy z takiem stanowiskiem w świecie, tak ładnej i gościnnej, powiedziałbym, że była wściekła. Mój Boże! taka ładna, majętna, rozsądna kobieta i — wściekłość! To, poprostu, zepsuta linia! Szkoda, ale cóż robić, skoro doskonale prostych linii pomiędzy ludźmi znaleźć niepodobna. Ściana będzie prostą, drzewo czasem będzie prostem, drożyna w ogrodzie, gdy ją ogrodnik pod sznur wytknie, prościutko przerznie murawę. A człowiek — nie! Żeby tam nie wiem jak był rozsądny, zastanawiający się, unikający fikcyi, zawsze znaleźć się musi coś takiego, co jego linię w jedną, lub drugą stronę wykrzywi. A najwięcej namiętność, najwięcej, panie dobrodzieju, namiętność... Tak i tu było; wbiła sobie kobieta ćwiek w głowę, tego pana Seweryna, który jak nie przyjeżdżał, tak nie przyjeżdżał, i drugi jeszcze ten, a to, że panna Róża temu winna, bo ją przed nim ogadała... tam wtedy, po kasztanowej alei z nim chodząc, ostatecznie ogadała. Przytem Idalcia szepnęła mi przy sposobności, że Izi czułości pana Januarego okropnie się już przykrzą. — Czuli się do mnie coraz więcej — opowiadała powiernicy — a ja o tamtym myślę! Więc mnie wszystkie złości i desperacye ogarniają!

  1. Gniew.