Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pieśń przerwana.djvu/14

Ta strona została uwierzytelniona.


KLARA.

Mój tateczku — mnie się zdaje, że nie powinniśmy sądzić surowo ludzi, tak innych, od nas, zupełnie innych.

WYGRYCZ.

Jakto innych?... Co za innych? Dlaczego innych? Zwarjowałaś, czy co? Wszystkich jeden Bóg stwarza i jedna ziemia nosi, wszyscy grzeszą, cierpią i muszą umierać, a to jest wielka jednostajność, ogromna jednostajność... Umrze, jedno prawo i jeden sąd: król albo cygan — albo człowiek słucha prawa boskiego, służy bliźnim swoim i każdej sprawie dobrej albo nie czyni tego. Pierwszy może sobie być nawet grzesznym człowiekiem, ale zawsze będzie czegoś wart, drugi trzech groszy nie wart i po wszystkiem — (całuje ją w czoło serdecznie). Ale ty jeszcze tego wszystkiego nie rozumiesz. — Słońce już zaszło — i nie długo gwiazdy świecić będą, czuję się dziś więcej niż zwykle zmęczonym. Ot bieda w górze, bieda w powietrzu, bieda na dole. Wiele brakuje do dobrego wszędzie i każdemu, (kaszląc wchodzi do domku).


SCENA TRZECIA.



KLARA. — OSKAR. (który przed chwilą ukazał się w głębi — wchodzi po cichu przez furtkę, znajdującą się między sztachetami).



OSKAR (z uśmiechem).

To znowu ja.

KLARA (zdziwiona).

Którędy pan wszedł?