Drogą pospolitą — przez bramkę w sztachetach. Przechodząc przez ogród zobaczyłem panią na ganku. Z kim pani rozmawiała?
To mój ojciec. — Jest bardzo słabego zdrowia.
Cóż jest ojcu pani?
Coś piersiowego.
To smutne. Ponieważ pani tak bardzo lubi kwiaty, przynoszę je.
To z ogrodu księcia? — Móżeby się rozgniewał, gdyby wiedział że je pan dla mnie zrywał.
A teraz zapomnijmy o wszystkich kłopotach domowych i niedomowych, o wszystkiem co złe, co małe, co boli i pójdźmy w świat lepszy. — Wyszukałem w bibljotece książkę — dla pani — pozwoli pani, abym czytał?
Już się ściemniać zaczyna. — (siada na ławeczce — Oskar obok niej).
Och — czytać jeszcze można doskonale. — (czyta).
„Jest chwila, gdy się ma księżyc pokazać,
Kiedy się wszystkie słowiki uciszą.
I wszystkie liście bez szelestu wiszą,
I ciszej źródło po murawach dyszy.