Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pompalińscy.djvu/066

Ta strona została uwierzytelniona.

pokoju, a ujrzawszy tam rudą brodę swego Żorża, zawołał:
— Żorż! mon etui de Rome! celui que tu sais!
— Qui, Monsieur le Comte, zabrzmiała w oddali odpowiedź, a hr. August, hrabina Wiktorya i l’abbé zamienili pomiędzy sobą mimowolne zapewne spójrzenia i mimowoli też a jednocześnie szepnęli: — Comte!
W szepcie tym brmiało nieco rozczarowania. Hrabia Światosław jeden nie zdając się troszczyć o nic wcale, spokojnie rozgrzebywał złoconym haczykiem swym, żarzące się na kominku węgle.
— Czy Żorż twój zawsze jest tak spokojnego i flegmatycznego temperamentu? zagadnął.
— Zaczyna trochę odmieniać się na lepsze. W Wiedniu zrobił mi scenę furioso o jakiś tam frykas niemiecki, którego jak powiadał, nie jadłyby w Polsce i myszy... wyłajałem go za to, że śmiał mię trudzić swemi gastronomicznemi wymysłami, on odpowiadał mi słowo za słowo. Trwało to z kwadrans, zgniewałem się straszliwie i darowałem mu za to nazajutrz cóś z mojej garderoby...
— Bravo! rzekł hr. Światosław, w Wiedniu więc bawiłeś się jak słyszę wcale nie źle, a jakże tam było w Rzymie?..