Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pompalińscy.djvu/092

Ta strona została uwierzytelniona.

Lekki, zaledwie dostrzegalny rumieniec przesunął się po śniadem czole Pawełka. Z całym jednak swobodnym ukłonem i uśmiechem odpowiedział.
— Oh! hrabio kuzynie! wspaniałomyślność twoja jest mi nadto dobrze znaną, abym kiedykolwiek śmiał o niej wątpić!
W ten sposób, towarzystwo całe uspokojone nieco tak stanowczem wdaniem się głowy rodziny w groźną i bolesną dla tejże rodziny sprawę, zwolna rozchodzić się zaczęło, a w kilka minut potem w pokoju hr. Światosława zapanowała cisza zupełna.
Kiedy najstarszy z Pompalińskich patrzał za opuszczającemi go jednocześnie prawie gośćmi, we wzroku jego było więcej daleko zimnego, milczącego szyderstwa niż tkliwości, więcej zadowolenia z tego że już raz sobie odeszli, niż żalu nad tem że go opuszczają.
Dwugodzinny, panujący w około niego gwar, zmęczył go widocznie, znużył i zniecierpliwił. Przytem z twarzy jego nie zniknęły jeszcze zupełnie ślady wzruszenia doświadczonego przed chwilą przy tylokrotnem wspominaniu owej ta-