Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pompalińscy.djvu/101

Ta strona została uwierzytelniona.

swemi z niespokojnem oczekiwaniem na Pawełka patrzał.
— Ależ zmizerniałeś pan, zmizerniałeś znacznie, tonem pocieszania wyrzekł Pawełek, którego żywe, błyszczące oczy mieniły się wyrazem serdecznego, litościwego współczucia i powściąganemi uśmiechami.
— Ej czyż doprawdy? czyż doprawdy zmizerniałem? radośnie zrazu zawołał pan Wandalin — ale po chwili uczynił ręką gest głębokiego zniechęcenia i rzekł smutnie. — E! to ty tak sobie mówisz, byleby mię pocieszyć, ale ja czuję, dobrze czuję, że zawsze jednostajnie jestem otyły... ot dałbym tysiąc rubli...
Tu przerwał sobie nagle i zaśmiał się wesoło.
— Których nie mam, dokończył. Przywykło się przez życie całe sypać tysiącami jak plewą to i teraz lube te tysiączki na język lezą... no, ale na prawdę, Pawełku kochany, ty tam przecież szastasz się po świecie i pomiędzy różnymi ludźmi bywasz... nie słyszałeś tam czasem o jakiem lekarstwie od otyłości?.. a? Podobno nawet i doktorowie leczą teraz od tego... nie słyszałeś czasem jakim sposobem? czem? mój łaskawco! przypomnij sobie tylko dobrze i doradź!