Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pompalińscy.djvu/103

Ta strona została uwierzytelniona.

Na czoło pana Wandalina, wystąpiło parę kropel potu. Otarł je drżącą trochę ręką i niepewnym głosem odpowiedział:
— Cóż robić? łaskawco mój, cóż robić? żyć trzeba a ja... ja... no! co tam już o tem mówić... dość spojrzeć na mnie, aby odgadnąć że jestem... wiesz kto? oto Ciastuś! nic więcej tylko Ciastuś!
Ostatnie wyrazy pan Wandalin wymówił z takiem komicznem pomięszaniem gniewu, smutku i dobrodusznego zaparcia się swej miłości własnej, że Pawełek i zasmucił się i zaśmiał się zarazem.
— Co pan mówisz? zawołał, pan doprawdy zbyt źle samego siebie przedstawiasz...
— Daj pokój! daj pokój! mówił pan Wandalin, wiesz dobrze boś sam to nieraz słyszał, że dla flegmatycznego temperamentu, a może i dla wyglądania mego ludzie przezwali mię Ciastusiem — tak też wołali na mnie kochani, oj kochani i niezapomniani mi nigdy dawni sąsiedzi i przyjaciele moi... a mieli racyą!.. Ciastusiem urodziłem się... Ciastusiem żyłem, ale dalibóg... (tu pan Wandalin pulchną swą pięścią w pierś się uderzył) ale dalibóg teraz Ciastusiem żyć mi się nie godzi...