Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pompalińscy.djvu/107

Ta strona została uwierzytelniona.

zbyt obszerne, ale jestem pewna, że spożywając je ze swymi prawdziwymi przyjaciółmi, krzywić się na nie nie będziesz.
Zdawało się, że dla Pawełka nic nad te zaprosiny, bardziej upragnionem być nie mogło, tak mu się wnet twarz schmurzona rozjaśniła, z taką żywością poskoczył ku pani Adeli, w rękę ją po całował i zapytał wesoło.
— Może się też i ja paniom na cośkolwiek tu przydam?
— A i owszem, również wesoło odrzekła pani Adela, wypróżnij pan zaraz ten kosz który z miasta przyniosłam, Rózia niech zdejmie rękawiczki... coś ty się tak zamyśliła, moje dziecko i dlaczego dotąd kapelusza nie zdjęłaś?.. Rozbierz się zaraz i poobieraj kartofle, pan Paweł je pokroi a ja tymczasem lepiej ogień rozpalę, bo już prawie zagasł!..
Szczególny, bardzo szczególny był to widok, tych białych, podłużnych, najczyściej, arystokratycznych rączek panny Rozalii, uwijających się z wielkim kuchennym nożem, około brzydkich, szarych, chropowatych kartofli! To też Pawełek na rączki te zapatrzony, krajał kartofle, które z kolei składały one na stolnicy w prawo i w le-