Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pompalińscy.djvu/108

Ta strona została uwierzytelniona.

wo, w drobniuchne kawałeczki i w olbrzymie kawały, a w oczach jego nawpół spuszczonych, mgliły się takie rzewne, takie smutne i litościwe jakieś, chwilami nawet tak namiętne uczucia, że patrząc nań w owej chwili, aniby się domyśleć można, że był to ten sam młody człowiek, który przed godziną tak swobodnie i dystyngowanie, z takiem zda się lekkomyślnem zaniedbaniem o nic, obracał się wśród towarzystwa zgromadzonego w pysznym salonie hr. Światosława. Ani razu jednak nie podniósł wzroku na twarz młodej panny z obawy jakby, aby nie powiedzieć po raz drugi, tego co przy powitaniu, mimowoli i przemocą wydarło mu się na zewnątrz. Milczał więc i pilnie niby spełniał zadaną sobie robotę. Rózia spełniając też swoją gorliwie, rzucała od czasu do czasu na tak dziwnie oniemiałego towarzysza swego zdziwione nieco i zaniepokojone spojrzenia.
— O czem pan dziś tak zamyśla się głęboko, panie Pawle? nigdy jeszcze nie widziałam pana tak zamyślonym i milczącym? ozwała się nakoniec z uśmiechem, w którym jednak krył się niepokój.
— A! pani! odrzekł Pawełek siląc się też na uśmiech i nie podnosząc oczu, w samem piśmie