Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pompalińscy.djvu/115

Ta strona została uwierzytelniona.

jednak przed udaniem się do porannych swych zajęć dwie kobiety patrzały na siebie przez chwilę i trzymały się w objęciu, poczem gdy Rózia w przystępie nagłej, nerwowej nieco czułości rzucała się matce na szyję, wołając głośniej nieco: — Najdroższa, najlepsza, biedna moja mamo! pani Adela odpowiadała jej długim pocałunkiem i ostrożnym szeptem: „cicho! Róziu! cicho! nie obudź ojca! niech śpi biedaczysko! nagryzie się i tak dosyć przez dzień cały.“
I w tej chwili także, gdy z za wielkiego parawana rozchodziło się głośne pluskanie i sapanie żarliwie myjącego się p. Wandalina, p. Adela wesoła i czynna jak zawsze, zpomocą Pawełka wysunęła stół na środek izby i zastawiać go poczęła na cztery osoby, błyszczącem od czystości naczyniem z grubego fajansu. Rózia wycierała talerze i podawała je matce. Pomagał jej w tem Pawełek, przyczem po dość długiem jeszcze milczeniu, wymówił:
— Prosiłbym kuzyneczkę o pokazanie mi zielonego!
Rózia uśmiechnęła się już wesoło, postawiła na stole przetarte talerze, a sięgnąwszy do malutkiej i kto wie umyślnie może ku przechowywa-