niu zielonego przyszytej do kaftanika kieszonki, z tryumfującem spójrzeniem pokazała krewnemu owiniętą cienkim papierem, uschłą gałązkę heliotropu.
— A kuzynka zielone? zagadnęła wzajemnie.
Pawełek ukazał z kolei wyjęty z portmonetki listek róży miesięcznej. Uśmiechnęli się do siebie oboje i poczęli na stole ustawiać szklanki.
— O cóż to gracie ze sobą, w zielone? mięszając w garnku zapytała p. Adela.
Na pytanie to, z rąk Rózi o mało nie wymknęła się trzymana przez nią szklanka. Przedmiot zakładu nie był widocznie łatwym do wymówienia. — O przyjaźń! kto z nas wygra w zielone, ten więcej drugiemu sprzyja! wyręczając zmięszane dziewczę, odpowiedział Pawełek.
W tej chwili, z za parawana, wyszedł w szaraczkowy, luźny bardzo i wygodny surdut ubrany p. Wandalin, a zbliżając się do ogniska, przy którem żona jego kipiącą zupę na talerze już rozlewała, rzekł:
— Jak byłaś na mieście Adelciu, dołożyłem do krupniczku trochę pietruszeczki... doda to zapachu... nieprawdaż?
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pompalińscy.djvu/116
Ta strona została uwierzytelniona.