Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pompalińscy.djvu/119

Ta strona została uwierzytelniona.

— Dziękuję ci kochanie, odpowiedział p. Wandalin, ja tego jeść nie będę...
— Cóż znowu? dla czego? przecież sam zadysponowałeś...
— Tak, tak... jąkał zmięszany nieco i żałośnem okiem na ulubioną potrawę swą spoglądający eksobywatel, to prawda... kochanie... prosiłem cię, ale... ale na wieki zapomniałem, że... że kartofle podobno tuczą ludzi... nieprawdaż Pawełku?
— Nie mogę zaprzeczyć temu, uśmiechnął się zapytany.
— Otóż widzisz kochanie... ja przysiągłem sobie nic nie robić takiego coby tę moją otyłość utrzymywać albo i powiększać mogło... Dla tego choć chciałem zrana... ale teraz przypomniawszy sobie... kartofelków jeść nie będę... i nigdy już nawet jeść ich nie będę...
Pani Adela nie wiedziała zrazu, czy śmiać się czy łajać męża. Wmawiała mu przez chwilę, aby nie odmawiał sobie potrawy nieco, dla niego przynajmniej, smaczniejszej od tych które jadali zwykle, ale p. Wandalin przycisnął ramiona do boków, odsunął się z krzesłem o parę cali od stołu i rzucając jednak od czasu do czasu przelotne spójrzenia na ponętny półmisek, powtarzał uparcie: — Nie, nie,