kochanie! nie będę jadł, nie będę! dosyć już i tak tyję... aż nadto dosyć! Widać było że walczył ze sobą, ale z walki wyszedł zwycięzko, przełamał w sobie tym razem starego człowieka i potrawy, którą lubił bardzo — nie dotknął. Pani Adela też śmiać się i gderać przestała, popatrzała na męża uważnemi oczami, poczem spuściła je i zamyśliła się smutno jakoś choć nie długo. Wbrew wszystkim zwyczajom i obyczajom przyjętym w domach mniej więcej przyzwoitych i do dystynkcyi pretensyą jakąkolwiek rościć mogących, w domu państwa Wandalinowstwa, po krupniku i kartoflach nie nastąpiły ani pieczyste, ani legumina żadna, ani wety. Nie podano tam także czarnej kawy i nie przepędzano ją żadnym zielonym, ani różowym likworem, noszącym nazwę chasse-café. Na kartoflach skończyło się tu wszystko, gminnie, prostacko, nieobyczajnie — ale skończyło się, poczem wstano od stołu i p. Adela z pomocą znowu Rózi, zajęła się własnoręcznie myciem talerzy, sprzątaniem izby i gaszeniem kuchennego ogniska. Szczególna to była, wyrodna jakaś, o gminnych uczuciach i płytkich pojęciach kobieta! Ot tak proszę państwa, patrząc na nią zwijającą się około maluchnego, nędznego gospodarstwa, my-
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pompalińscy.djvu/120
Ta strona została uwierzytelniona.