Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pompalińscy.djvu/122

Ta strona została uwierzytelniona.

Pawełek długi pocałunek złożył na jej ręku, ale zdobywając się na mężne postanowienia zlekka tylko dotknął dłoni p. Rózalii. Czując ceromonjalny jakiś i przymuszony chłód w pożegnaniu kuzyna, Rózia spójrzała nań trochę smutnie, trochę gniewnie, poczem zwracając się ku drzwiom, rzekła od niechcenia niby.
— Wątpię aby kuzynek za każdą swą bytnością w Warszawie chciał nas odwiedzać?
— Dla czego pani wątpi o tem? zapytał przestraszony formalnie tym docinkiem dziewczęcia kuzynek.
Na widok zasmuconej fizyonomii jego, gniew Rózi zniknął. Zmięszała się bardzo i cicho szepnęła. — U nas tu nudno może trochę i... smutno! Tym razem Pawełek nie ujął już ale pochwycił rączkę kuzynki, ścisnął ją mocno w swej dłoni i już, już usta otworzył, aby wymowić gorące jakieś, z głębi wzruszonego serca płynące słowo, ale nagle jakby przypomniał sobie o czemś, wyprostował się, drobną dłoń dziewczęcia z ręki wypuścił i nic nie rzekłszy, złożył tylko przed obu odchodzącemi kobietami głęboki, milczący ukłon, poczem chmurny i zamyślony, wziął kape-