— Otóż to że ja szukać nie umiem. I zresztą, spójrz tylko na mnie... spójrz...
Roztworzył ramiona w celu niby ukazania Pawełkowi grubej swej, okrągłej figury w całej jej okazałości.
— Czy kto spojrzawszy na to cielsko przeklęte, takie rozrosłe, uwierzy żem do czegokolwiek zdolny... jak tu z taką tuszą pójść do kogo i powiedzieć: głodny jestem! każdy w oczy zaśmieje się i powie: to i owszem! schudniesz trochę przynajmniej! Otóż to że szukać nie umiem i starego człowieka nie dość jeszcze zabiłem w sobie, aby módz progi pańskie obijać, przedpokoje sobą wycierać i karku uginać... No, nie mogę... dla tego też i udałem się do ciebie Pawełku! Zlituj się, ratuj i pomów tam o mnie z hrabiami! Znajomi byliśmy kiedyś ze sobą... żona moja jakąś im tam krewną jest... niech łaskę uczynią i miejsce mi jakie dadzą... innej nie chcę, ale tę niech uczynią... bo inaczej, żona mi się zamęczy, dziecko suchot dostanie, a ja chyba sobie gardło z desperacyi i wstydu poderznę...
Pawełek powstał z krzeła i z wylaniem dłoń p. Wandalina, drżącą jeszcze ze wzruszenia, uścisnął.
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pompalińscy.djvu/129
Ta strona została uwierzytelniona.