— C’est vrai, rzekł, rozgniewaliście mię, żŻor i ty wściekle.
— Ja bo zawsze umiałem wywoływać podobne effekty, ale Żorż jak widzę, kształci się...
— A kształci się, il se dresse á mon usage... sprytniejszym jest widzę jak sądziłem, djable jestem zły...
— No, teraz już nie tyle zły jesteś kuzynie-hrabio, ile zadowolony...
— A to z czego?
— Krew ci się rozgrzała...
— Eh bien! c’est vrai...
— Teraz więc mogę cię już pożegnać hrabio... czas wielki, ósma godzina...
— Dokądże idziesz?
— Do teatru, na paradyz, upewnił Pawełek z kapeluszem w ręku zmierzając ku drzwiom.
— Eh bien! czekajże, czekaj, niech ubiorę się! wprowadzę cię już do loży hrabiny.
Zadzwonił na Żorża, który tym razem natychmiast był posłusznym.
— Mon frac et ma voiture! zadysponował, po chwili zaś dodał i weź tam sobie moje palto wiedeńskie...
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pompalińscy.djvu/168
Ta strona została uwierzytelniona.