Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pompalińscy.djvu/169

Ta strona została uwierzytelniona.

— A ja nic nie otrzymam? zagadnął Pawełek?
— Eh bien! pomówię, pomówię z hrabią-stryjem o tym tam panu Wu… Wi… Wa… mniejsza o to, z Pompalińską żonaty… trzeba coś zrobić.
W kwandrans potem hr. Mścisław z Pawełkiem wchodzili do loży pierwszego piętra, w Wielkim teatrze. Na scenie rozlegał się już drugi akt wielkiego arcydzieła Mejerbera, w loży położonej naprzeciw tej, którą abonowała hrabina, widać było długą, kościstą, z rzymskim nosem twarz księżniczki, okoloną bujnemi pierścieniami prześlicznych włosów płowych i tak wpatrzoną w scenę, tak zasłuchaną w śpiewie artystów że zdawało się iż w śpiewie tym, w rozgrywającej się tam akcyi, utonęła cała jej dusza. Obok, księżna matka, siedziała w całym majestacie wspaniałej swej postaci i okrywających ją gronostajów; ujrzawszy wchodzącego do loży hr. Mścisława, uśmiechnęła się nieznacznie i wnet od loży tej wzrok odwracając, uważniej niż wprzódy przypatrywała się scenie.
— Brrrr! szepnął hr. Mścisław wchodząc do loży, j’ai du guignon aujurd’hui! cudowne vis–â–vis! Bah! rozumiem teraz twoją chęć znajdowania się