tam, na ostatniem miejscu, na szarym końcu świata, ale z nią razem! byleby z nią!
Nazajutrz, dużo przed południem, Pawełek jechał przez miasto dorożką zmierzając ku banhofowi drogi Warszawsko-Petersburgskiej. W połowie Krakowskiego-Przedmieścia wyprostował się nagle w doróżce i krzyknął na powożącego: stój! uczynił to całkiem machinalnie, instynktowie, z pierwszego popędu doświadczonego na widok idącej spiesznie chodnikiem młodej panny, w ciemnej, wełnianej sukni i czarnym, bardzo skromnym kapelusiku. W kilka sekund po zatrzymaniu się dorożki zrównał się już z przechodzącą.
— Dzień dobry kuzynko!
Blada twarzyczka Rózi stanęła cała w płomieniu rumieńca.
— O! szepnęła zmięszana, wzruszona dziewczyna, ani myślałam o tem, abym cię dziś mogła zobaczyć kuzynku!
— I ja także nie spodziewałem się... czy to kuzynko do tej okropnej fabryki idziesz?
— Tak, kuzynie!
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pompalińscy.djvu/174
Ta strona została uwierzytelniona.