— O! zawołał, na miłość Boga, kuzynko, nie myśl tak, nie posądzaj mię, ja widzisz... nie mogę mówić... nie mogę... bywają w życiu położenia, które zamykają usta... powinnabyś to zrozumieć... jeżeli w mojem życiu nic się nie zmieni, być może iż nawet przestanę całkiem bywać u was... nie będę mógł... nie będę śmiał zrobić inaczej... ale ty kuzynko nie myśl źle o mnie, chociaż miałabyś poniekąd słuszność tak myśląc... ale nie myśl, boby to mię tak bolało że...
Podniósł rękę do czoła. Widocznem było że walczył ze sobą strasznie. Rózia patrzała na niego łez pełnemi oczami. Nie rozumiała go może w zupełności, nie śmiała mu może powiedzieć tego, co przechodziło jej przez myśl, ale — ciężko jej było na sercu, tak ciężko, że biedne to dziecię nieszczęścia, ruiny, tułaczki pochyliło głowę pod tym ciężarem jak kwiat więdniejący. Spostrzegł to Pawełek i podniósł czoło, w nagłym jakby przystępie uczutej siły i energii męzkiej.
— Proszę cię kuzynko! rzekł z uśmiechem wpół smutnym, wpół wesołym, zanim wrócę i was znowu odwiedzę, strzeż swego zdrowia, proszę cię... strzeż go, nie męcz się bardzo w tej obrzydłej fabryce i bądź pewną, bądź zupełnie pewną że...
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pompalińscy.djvu/176
Ta strona została uwierzytelniona.