tawą, z czołem zmiętem w niezliczone, w różnych kierunkach krzyżujące się zmarszczki. Przy większem jeszcze zbliżeniu, dostrzedz się dawały i oczy pani jenerałowej, głęboko osadzone pod wystającemi brwiami, ze źrenicą spłowiałą, wpółszarawą jakąś, wpół zielonkowatą, która z pod pomarszczonej, żółtej, nerwowo drżącej powieki, błyskała niekiedy ostrem, zimnem, przeszywającem światłem.
Kobieta ta, na widok której chciałoby się albo parsknąć śmiechem, albo oczy zamknąć, byłażby tą dawną Cecylią Pompalińską, o kibici przypominającej młodą łanię, o szafirowem, głębokiem oku, o ściągłym, smętnie bladawym owalu twarzy? Tak była ona tą samą dawną Cecylią — wyszłą tylko niby odwrotnie wzięta Wenus z mętnych, ciężkich fal kilkudziesięciu lat życia, z gorzkich, mętnych fal tych myśli, które przez czas ten głowę jej napełniały, tych uczuć któremi się karmiła, tych przyzwyczajeń, nałogów, kaprysów w których się nurzała. Żaden mistrz pod słońcem porównać się nie może w sztuce snycerstwa — z życiem. Urabia ono i przerabia kształty ciał i duchów z bogactwem pomysłów — przerażającem. W zaraniu życia swego spotka-
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pompalińscy.djvu/214
Ta strona została uwierzytelniona.