Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pompalińscy.djvu/231

Ta strona została uwierzytelniona.

Pawełek wpół z gniewem!, wpół swawolnie, pochwycił rękę siostry, wyjął z jej palców igłę i pochylając się aby zajrzeć w oczy, zawołał.
— Leosiu! kochana, biedna siostro moja! czyż tak już dziś rozstać się ze sobą mamy? czyż nie powiesz mi żadnego słowa, któreby ci z serca wypłynęło? nie dasz mi żadnej dobrej rady?
Leokadya zdawała się wahać przez chwilę, pomiędzy oschłem milczeniem, które zrosło się było jakby z jej naturą, a cieplejszem, miększem uczuciem, które znowu bladą iskierką zaświeciło w jej oku. Nie wysunęła z dłoni brata ręki swej, jak to była uczyniła przy początku rozmowy, lecz wyprostowana i sztywna jak zwykle, powstała z za krosien i ze spuszczonemi powiekami, zwolna wyrzekła.
— Jakież ja ci słowo powiedzieć mogę, któreby mi z głębi serca płynęło? Życie jest smutną rzeczą mój Pawle. Jakąż ci dobrą radę udzielę? Nie wiem, nie znam szerokiego świata, wśród którego przebywasz, nieświadomą jestem jego potrzeb i stosunków... ale postąp może wedle rady jenerałowej... jeżeli możesz... jeżeli ci źle, postaraj się aby było lepiej...