nerałowa nie zwracając na nią wzroku rzekła znowu.
— Podaj mi panna papier i kałamarz!
Po chwili pani jenerałowa, uśmiechając się wciąż do swych myśli i z oczami zielonkowato błyszczącemi, na kawałku prostego papieru i grubem gęsiem piórem pisała co następuje:
„Proszę kochaną waćpanią abyś była tu u mnie jutro jak nay Raniey. Interes warzny.
Zmięła raczej niż w formę listu złożyła szmatkę papieru, lakoniczne słowa te zawierającą i położywszy na niej adres; „Madam, Madam Juliette de Trzaska-Kniks“, rzuciła ją na stół przed Leokadyą.
— Niech panna powie Ambrożemu, aby odesłał to zaraz do Białowzgórz. Zaraz tylko! zaraz! zaraz!
A gdy Leokadya odeszła, jenerałowa wsunęła się z podkurczonemi nogami w głąb kozetki i zachichotała ostro, przeciągle.
— Dyplom! wołała, dyplom hrabiowski! dyplom! uciecha wielka! zaszczyty! tryumfy! Aha! posmaruję ja wam trochę octem i żółcią ten wasz dyplom! Głupcy!