zrządził rewolucją, że odtąd wszystko już w nim i dla niego miało być inaczej.
Działo się to w mieście Pińsku, — w czasie dorocznych kontraktów, więc ogromnego zgromadzenia ludzi wszech stanów i stopni. Pomniejszy Pompaliński, siedział sobie u otwartego okna oberży, w której przez czas kontraktów zwykł był zamieszkiwać i z rozkoszą a dumą niewypowiedzianą przyglądał się karej szóstce swej, pod przewodnictwem stangreta i forysia ku poblizkiej studni zwolna przez ulicę defilującej. W tej samej chwili na ulicy, tuż pod oknem, przy którym siedział, zatrzymała się gromadka ludzi. Składali ją: dwaj sąsiedzi jego, zamożni i wielce porządni obywatele, trzeci męzczyzna jakiś nieznany mu, lecz również na wielce porządnego obywatela wyglądający, więc gość zapewne z innego powiatu, na sławne kontrakty pińskie przybyły i — żydek faktor gadatliwy jak sroka, a zwinny jak jaszczurka.
— Czyje to konie? zapytał obywatel nieznany, wzrokiem prowadząc za dzielną, śliczną szóstką karych.
— Leonarda Pompalińskiego, odparli jednogłośnie dwaj obywatele miejscowi.
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pompalińscy.djvu/242
Ta strona została uwierzytelniona.