— Dziwna rzecz! zaczął gość, nie słyszałem nigdy, aby Pompalińscy mieli jakie dobra w Pińszczyźnie i bywali w Pińsku...
— Bo też to nie z tych Pompalińskich...
— Ten pan Leonard, proszę jasnych panów, podchwycił żydek faktor, ten pan Leonard jest sobie z Pompalińskich podlejszych...
Obywatele rozśmieli się chórem, a gość z innego powiatu odwrócił wzrok od ślicznej szóstki, skinął ręką jakby chciał powiedzieć: a więc patrzeć nie warto! i odszedł wraz z towarzystwem swem w inną stronę.
Że pana Leonarda na miejscu, tuż zaraz apopleksya nie zabiła, przypisać to trzeba było wyjątkowej jakiejś dla niego łasce Bożej i wstawieniu się do Pana Zastępów tej Matki Boskiej Ostrobramskiej, której wizerunek wisiał w sypialni nad łożem jego. Chciał porwać się, wybiedz, współobywateli na pojedynki wyzwać, a żydka faktora za pejsy rude wytargać, ale nogi odmówiły mu posłuszeństwa. Jęknął tylko, twarz szkarłatem okrytą w dłoniach ukrył i ciężko sapiąc oddał się cały ponurym rozmyślaniom. Po godzinie dopiero powstał, wąsa bujnego dumnie pokręcił i rzekł do siebie.
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pompalińscy.djvu/243
Ta strona została uwierzytelniona.