rzeć tam, kędy po zielonej dolinie, płynęła srebrzystym pasem rzeczka kręta i pienista, jak zdjąwszy z drobnych stóp obuwie i rozpuściwszy warkocz, wraz z gromadką wiejskich dziewcząt i chłopaków brodziła po płytkich brzegach rzeczki, rzeźwiąc sobie chłodną falą twarz rumianą i ogorzałe rączki, zbierając do fartuszka błyszczące kamyki lub zgarniając z powierzchni wody białą pianę, aby pełnemi dłońmi bryzgać nią na twarze i suknie towarzyszy. Po zielonej łączce rozlegały się wtedy śmiechy głośne, przeciągłe, chóralne, słychać było pluski poruszanych fal wodnych, migotały w błękitnem powietrzu żwawe postacie uganiającej się swawolnie wesołej gromadki, a wszystko to trwało póty, dopóki od dworku nie doleciał głos bardzo cienki i bardzo łagodny, wołający po kilkakroć.
— Leosiu! Leosiu! Leosiu!
Wtedy dziewczę ze dworka, opuszczało gwarliwych swych towarzyszy, odrzucało na plecy długie swe czarne, pianą wód rzecznych ubielone warkocze i biegło przed siebie z rozpostartemi jak skrzydła ramiony, aż przemknąwszy przez mały, okrągły dziedzińczyk, na którym liczną, sforną gromadą kwakały kury i gęgały gęsi, rzu-
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pompalińscy.djvu/250
Ta strona została uwierzytelniona.