stry zmartwiały. Milczące jak grób, blade jakby z ciężkiej powstały choroby, z siwemi włosami, okrywającemi pochylone ku ziemi czoła, trzy siostry chodziły tu i owdzie po dworku, spotykając się ze sobą i rozmijając nieustannie, a nic do siebie nie mówiąc, biorąc się z kolei do robót rozmaitych, a nic wcale nie robiąc. Na twarzach ich, które przez ubiegłe dwa lata postarzały się o lat dziesięć, malowała się trwoga, tak silna, że aż usta lodowem milczeniem ściskała.
W dwa czy trzy tygodnie dopiero potem przy schyłku pewnego dnia majowego, gdy słońce różowo i złocisto zachodziło za wzgórza, a gromady gołębi białych, przez siostry hodowanych, z wesołym gruchaniem unosiły się w powietrzu i pozłocone od promieni słońca, rojami niby wielkich iskier złotych spadały na stary, omszony dach dworku, siostra Marynia przemówiła pierwsza.
— Już nam chyba teraz położyć się trzeba do grobu rzekła.
— Tak; potwierdziła siostra Anielka, lepszy by nam był grób niźli ten świat szeroki, w który nas ztąd wygnają...
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pompalińscy.djvu/254
Ta strona została uwierzytelniona.