że serce jej nadzwyczaj gwałtownie uderzało do wszystkiego — co piękne. Zarazem delikatny paluszek jej przesunął się zlekka po różowej szramce zakreślonej złośliwą broszką na białym jej policzku, która jakkolwiek była „niczem“, bolała znać trochę.
Jenerałowa, zwykłym sobie nagłym, nerwowym ruchem, odwróciła się od zabawiających ją dotąd klejnotów i wpijając wzrok swój w twarz przybyłej damy, najniespodzianiej w świecie zagadnęła:
— I cóż Żulietto, jakże tam twój towar kosztowny? czy i dotąd jeszcze nie masz na niego kupca?
Błysk rumieńca przemknął po zwiędłej trochę, ale pięknej jeszcze twarzy pani Żulietty. Niewiadomo tylko, czy zmięszało ją wspomnienie to o jakimś towarze, czy też przez jenerałowę na gorącym uczynku pochwycone zbyt trochę namiętne może przyglądanie się brylantowemu pająkowi.
— Towar? nśmiechnęła się jednak słodziutko i żartobliwie, nie rozumiem dobrze o czem mówisz, najdroższa ciociu!
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pompalińscy.djvu/270
Ta strona została uwierzytelniona.