Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pompalińscy.djvu/297

Ta strona została uwierzytelniona.

— Zawsze Pawełku. Od dzieciństwa mego nie pamiętam mamy inaczej jak rozgniewaną na mnie... Nie łaje mię wprawdzie, nie bije... ale wolałbym żeby wyłajała mię, a nawet wybiła, niż słyszeć wiecznie jak mówi do mnie: „mon pauvre Cesar, ta n’es bon à rien du tous!
Rozmawiając tak weszli do jednego z pałacowych salonów.
— Mój Boże! ciągnął młody hrabia, czyż jabym chciał martwić kogo, a tembardziej mamę? Jestem bon à rien, sam to czuję, ale cóż zrobić, kiedy mię już takim stworzyła natura...
— Kto wie czy natura! szeptał do siebie Pawełek.
Hr. Cezary miał łzy w oczach.
— Ot i teraz np. ciągnął, z tą sprzedażą Malewszczyzny... będą na mnie gniewali się... Mścisław mię wyśmieje...
— Bo też dobrzebyś zrobił Cezary, żebyś raz już przestał tak bardzo zważać na te wszystkie gniewy i wyśmiewania i tak bardzo czuć nad niemi...
Hrabia pokiwał głową.
— Dobrze ci tak mówić Pawełku, ale gdybyś był na mojem miejscu...