Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pompalińscy.djvu/339

Ta strona została uwierzytelniona.

Słowa na pozór mało znaczące, lecz jakie towarzyszyło im spojrzenie miękkie i powłóczyste, co za uśmiech wtórował im łagodny, mętny jakby nieco, a tak awantażownie dwa rzędy białych ząbków prezentujący! tego już żaden język nie opowie i żadne pióro opisać nie potrafi.
— Jakże pani podobała się Warszawa? z większą jeszcze nieśmiałością niż przedtem zapytał młody hrabia.
Pani Żulietta usłyszawszy pytanie hrabiego struchlała w duchu. Nuż Delicya wyrwie się z czemś niestosownem i powie np. że uwielbia Warszawę, gwar jej, blask i rozmaitość, tak jak było w rzeczywistości! Cóż to będzie za rozdźwięk fatalny z sielankowemi pełnemi czułej niewinności gustami, objawionemi tylko co przez matkę jej i — młodego hrabiego! Ale napróżno trwożyła się p. Żulietta. Córka niewiasty tak biegłej w kombinacyach dyplomatycznych, musiała posiadać także wykształcenie dyplomatyczne, do dość wysokiego przynajmniej stopnia posunięte. Jakoż Delicya odpowiedziała z pełną wdzięku szczerotą i prostotą.
— O! ja tak tęskniłam zawsze w Warszawie do naszej kochanej wioski! Turkot, wrzawa i za-