Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pompalińscy.djvu/342

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ba! pochwycił zbliżający się do dwóch braci Kniks, zaśpiewasz dopiero cienko gdy dobrze wygłodniejesz... co to będzie za obiad!
— Maman! mówił drugi Kniks do matki, odbywa się tu dziś jak widzę gra w łapanego...
— Chut Ladislas! wytłómaczę ci wszystko w domu...
— Nie płacz Julisiu! babcia będzie się gniewać! szeptała do ucha córeczce swej p. Romania,
— Kiedy zimno, mamo! hu, hu, hu! jak zimno!
— Brrrr! jak zimno! zatrzęsła się p. Sylwia...
— Oj, oj, oj! jak zimno! zajęczeli jednogłośnie państwo Trzewikowscy.
— Hu, hu, hu, hu! zabrzmiało nakształt roju pszczół całe towarzystwo z wyjątkiem jednego Woryłły, który bez najmniejszej ceremonii, z całej siły płuc swych potężnych w palce swoje chuchał, a do Pawełka bez najmniejszego cienia tajemniczości mówił.
— Panie odpuść mi ciężkie grzechy za te wizyty moje tutaj i za to marznięcie wszystkich członków moich! Niech mię dyabli wezmą jeśli ja się tu w słup lodu nie zamienię! Ha! cóż robić? mówią że dla dobra dzieci jeździć tu trzeba, to i jeżdżę, ale jak Pana Boga mego kocham,