Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pompalińscy.djvu/349

Ta strona została uwierzytelniona.

— Prawdziwie, odrzekł, nie wiedziałem wcale o tych historyach... które mi pan opowiedział... ale to piękne historye...
— Bardzo piękne... ze smutnem jakoś na hrabię spojrzeniem ciągnął Woryłło, to też nie godzi się, nie godzi się doprawdy wypuszczać z rąk swych pamiątek i szczerze panu hrabiemu winszuję iż namyśliłeś się pan i Malewszczyznę przy sobie pozostawiłeś.
— Ja także cieszę się z tego powtórzył hrabia, i jak tylko przyjadę do Malewszczyzny muszę zaraz obejrzeć stary zameczek i tej... sali przypatrzyć się lepiej...
— Warto! warto! markotnie jakoś dokończył Woryłło.
Cezary zaś zamyślił się tak, że łyżka którą trzymał w ręku, zawisła bezczynnie nad talerzem, a oczy jego machinalnie ścigały wędrówkę krupek samotnie żeglujących po różowawej powierzchni ciepłej wody. Opowiadanie Woryłły wbiło mu widoczne, jak to mówią, klina w głowę. Z zamyślenia tego wyrwał go przecież wkrótce melodyjny, przyciszony głosik Delicyi.
— I my także, z rozkosznym uśmiechem przemówiła dziewica, i my także jesteśmy bardzo ra-