piekielnej jakiejś muzyki, zabrzmiały ciszej już przez jenerałową wymówione wyrazy: nędza na świecie, nędza! i cichsza jeszcze odpowiedź papugi, która głośnym, przenikliwym szeptem powtórzyła: nędza! i zwinąwszy skrzydła opadła ze stukiem na zielone pręty swej klatki.
Na chwilę umilkło wszystko. Jenerałowa oddychała z razu bardzo prędko i dzwoniła wciąż bransoletami jak łańcuchami, potem pierś jej opadać zaczęła w oddechu coraz powolniejszym, głębszym i ramiona nieruchomo na kolanach spoczęły. Wtedy złotawe błyski zwisającej od sufitu lampy przeglądały się w źrenicy jej bladobłękitnej, nieruchomo utkwionej w wiszące naprzeciw obrazy. Długo milczała zanurzona jakby w głębokiej jakiejś tajemnej kontemplacyi, poczem nie zmieniając kierunku wejrzenia, zawołała dość głośno i ostro:
— Czy panna tu jesteś?
— Jestem, odparł z głębi pokoju głos przyciszony nieco, z ciężko uciśniętej zda się piersi wychodzący i ciemna postać pod oknem siedząca podniosła się z miejsca swego.
— Pójdź tu panna... bliżej... chcę z panną porozmawiać...
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pompalińscy.djvu/361
Ta strona została uwierzytelniona.