Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pompalińscy.djvu/384

Ta strona została uwierzytelniona.

środków? oto poniewierka moralna i grzech nie jeden. Czy myślisz Delicyo, że duma moja, że powiem nawet sumienie moje i mój zmysł estetyczny nie oburzają się na te nieznośne, upokarzające konkury, które stroić muszę do tej okropnej baby z Odrzenic... do jenerałowej? czyż nie widzę, że ona mną i mojemi dziećmi poniewiera? czyż nie wiem, że źle jest ze wstrętem w duszy całować kogoś i przed kimś się uniżać? Ale — cóż mam czynić? czegóż nie uczyniłabym dla dzieci moich? Ona bogata! bogata! bogata! w niej więc jedyna nadzieja nasza! Ona może braciom twoim udzielić środków do zawarcia pomyślnych maryaży, ona zapisem swym ułatwi, uprzyjemni pożycie z nieznośnym Woryłłą biednej mojej Sylwii i zapobieży ruinie majątkowej męża Romanii... O tobie niema co mówić... cały twój los prawie w jej ręku... Jeżdżę więc, całuję po rękach i kolanach starą tę sknerę... marznę w jej domu, zjadam obrzydliwe kartofle z łupinami, widzę jak nieraz uśmiechają się ze mnie szydersko ludzie... znoszę od niej samej kpiny, docinki i te jej djabelskie chichoty.... cóż robić? cóż robić? nędzarką jestem!.. żebraczką jestem!.. muszę o kawałek lepszej doli, o odrobinę słońca i radości życia żebrać... dla dzieci moich....