się przed moją Delicyą... przed milionową panią, hrabiną Pompalińską...
Delicya podniosła głowę, wyprostowała się i wyciągając przed siebie obie swe splecione ręce, zawołała z uśmiechem:
— O, prawda, prawda mamusiu! że to będzie miło! bardzo wesoło...
— A widzisz! widzisz! potwierdzała uradowana matka.
— Pojadę zaraz... gdzie? do Włoch... do Paryża... do Wiednia... wszędzie... takam ciekawa... ciekawa świata... I mamusia pojedzie z nami...
— Zbiorę ostatki, a pojadę aby być świadkiem pierwszych tryumfów twoich i pierwszych chwil twego szczęścia...
— Na zimę zamieszkamy w Warszawie.... otworzę salony i pokażę p. hrabinie Jarosławowej, że potrafię tak dobrze przyjmować wielki świat u siebie jak i ona...
— Jeszcze lepiej, mój ty klejnocie, jestem pewna, że jeszcze lepiej...
Delicya przestała nagle uśmiechać się. Chmurka smutku przyćmiła rozpromienione jej czoło.
— Ach, mamusiu! westchnęła, żeby tylko on był choć trochę mniej brzydki... Żeby to był nie on... ale brat jego stryjeczny; hr. Wilhelm?
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pompalińscy.djvu/387
Ta strona została uwierzytelniona.