Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pompalińscy.djvu/395

Ta strona została uwierzytelniona.

jakiś pokutujący tam wśród ciszy i zamknięcia, lub więzień smutny, z niedającym mu spokoju robakiem w piersi.
— Ach! zawołała Delicya uwalniając z uścisku szyję matki, trzeba ojcu zanieść herbatę...
— Zawołaj Jakóba, niech zaniésie... markotnie jakoś ozwała się p. Żulieta.
— Nie mamciu, ja sama pójdę... jak zwykle, rzekła Delicya z miną i poruszeniem pieszczonego dziecka, któremu niczego wzbronić nie można.
Nalała filiżankę herbaty, postawiła ją na małej srebrnej tacce na której ułożyła też kilka najlepszych ciastek z pomiędzy znajdujących się na stole i wziąwszy tackę w obie ręce, zgrabna, lekka jak Sylfida, ale z twarzą zamyśloną trochę i poważniejszą niż zwykle, skierowała się ku drzwiom zamkniętego pokoju. Władysław wyprzedził siestrę o parę kroków, aby przed nią drzwi otworzyć, a gdy to czynił, usuwając się jednak na stronę, aby dla osoby znajdującej się w przyległym pokoju niewidzialnym pozostać i jej wzajem nie ujrzeć, przez drzwi na wpół roztwierające się i przepuszczające śliczną postać Delicyi, ukazała się obszerna komnata, słabo oświetlona przyćmionym płomieniem lampy, z wielkim,