Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pompalińscy.djvu/401

Ta strona została uwierzytelniona.

— Pawełku! rzekł z rozrzewnieniem, ty mię lubisz trochę? prawda?
— Jeżeli mam prawdę powiedzieć, odparł śmiejąc się Pawełek, lubię cię nawet bardzo, Cezarku!
— Ty jeden tylko... ty jeden... szepnął Cezary ściskając z całej siły rękę towarzysza...
— Dla tego też, kończył Pawełek, choćbyś się miał rozgniewać, co zresztą uważam za rzecz nieprawdopodobną, powiem ci raz jeszcze że w twojem położeniu zostając, z ludźmi takimi jak Kniksowie, trzeba być bardzo ostrożnym... Affekty ich dla takich utytułowanych i milionowych paniczów jak ty, bywają zwykle bardzo podejrzanego gatunku.
— Mnie o nikogo więcej nie idzie tylko o jedną pannę Delicyę, szepnął Cezary.
— Ha! westchnął Pawełek, o pannie Delicyi osobiście nic a nic nie wiem ani dobrego ani złego... mówiłem to tylko tak... z wniosków ogólnych...
Cezary zwrócił się do Pawełka i rzekł z szczególną stanowczością w głosie i żywym błyskiem w oczach.
— Mój Pawełku! ona wierzy w serce... powiedziała mi to sama... lubi wieś, ciszę... kwiaty...