nieledwie całemi tuzinami najróżnorodniejszych tomów. I tej nocy także, po dniu tak dla niego pełnym wzruszeń następującej, zasiadł nad książką i czytał wtedy jeszcze, gdy Pawełek usnął już snem głębokim, gdy wielki zegar umieszczony na jednej z wież małego Watykanu, ogłosił już późną północną godzinę. Wprawdzie, stary, zaufany kamerdyner br. Wiktoryi (jedna z nieodstępnych nianiek młodego hrabiego), zbliżał się parę razy do pupilla swego i głosem w którym uszanowanie łączyło się z wielką powagą, przypominał mu iż jest już bardzo późno i że pani hrabina byłaby bardzo niezadowolona, gdyby wiedziała że p. hrabia tak długo czuwa i oczy swe nad książkami psuje. Ale w panu hrabi zaszła dnia tego widocznie mała jakaś rewolucya moralna. Na pierwsze wezwanie odpowiedział on łagodnie i trochę prosząco. — Nie chce mi się jeszcze spać, mój Fryderyku! Ale na drugie odrzekł:
— Mój Fryderyku, pójdę spać kiedy zechcę teraz jeszcze nie chcę.
A wymówił to tonem, tak zadziwiająco, jak na niego stanowczym, że stary Fryderyk nie posiadający w udzielonym mu przez p. hrabinę programie, zezwolenia na przymus cielesny, odszedł szemrząc i spać się położył.
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pompalińscy.djvu/404
Ta strona została uwierzytelniona.