Urwał i pochylił głowę, jakby sam zląkł się tego co powiedział. Była to pierwsza w życiu skarga, pierwszy jęk głośny, który mu wyszedł z piersi — przeciw temu co oddawna może a tajemnie, może nawet bezwiednie pierś mu uciskało. Pawełek też patrzał na niego z najwyższem zdumieniem, gdy prostując się i do bladego czoła dłoń przyciskając, namiętnie niemal zawołał:
— Czyż tak już zawsze ma być, Pawełku! powiedz sam czyż już inaczej być nie może? Nie, Pawełku, tak żyć nie można i nie warto! ja chcę rodziny! chcę być dla kogośkolwiek czem innem jak panem hrabią albo biednym Cezarym! ci ludzie polubili mię... ja ich za to kocham, z całego serca kocham!
Po tym wybuchu uczuć hrabiego, obaj towarzysze milczeli dość długo. Pawełek ozwał się pierwszy:
— Wszystko to bardzo dobre, rzekł, żądania twoje Cezary są bardzo słuszne, ale pomyśl tylko, jakaby to, na wypadek oświadczenia się twego pannie Delicyi... powstała burza tam... w Warszawie...
Cezary zmięszał się bardzo nagle.
— Dla czego? zapytał, niewiedząc jakby sam, co mówi.
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pompalińscy.djvu/412
Ta strona została uwierzytelniona.