— A no, rzekł Pawełek, jakżeby mogło być inaczej? Ojciec starego Kniksa, więc dziad panny Delicyi, był sobie podobno szaraczkowym szlachcicem, zanim dochrapał się Białowzgórz... pani Kniksowa znowu jest córką rządzcy... najwyraźniej rządzcy majątków u książąt S., matka jej z domu Skórkowska... córka już niewiem czyja... garbarza może jakiego albo rymarza... wszystko to mój drogi trąci szalenie demokracyą, parwenijuszostwem... a pani hrabina...
— Mój Pawełku, z błagającem na towarzysza wejrzeniem przerwał Cezary, dość już tego... dość... nie mów mi dziś o tem wszystkiem... nie truj mi tego dnia przyjemnego... ja nie wiem co będzie... pewno, pewno okropna burza... ale dziś... ja nie chcę o tem myśleć... oto lepiej pomyślę co jutro będzie... wyobraź sobie mój drogi, jacy oni tam wszyscy dobrzy! zaprosili mię znowu do siebie na jutro... na obiad.
— Prawda że to dowód wielkiej dobroci, mój Cezary, z uśmiechem zauważył Pawełek. Ale... dodał, poco ja mam względem ciebie grać rolę puszczyka czy dozorcy więzienia... czyń co ci się podoba, byleby ci to wyszło na szczęście, którego, wierz mi, szczerze ci życzę.
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pompalińscy.djvu/413
Ta strona została uwierzytelniona.